środa, 23 kwietnia 2014

W jak wiza, czyli o nowych wymogach dotyczących wizy F-6

Kiedy kilka miesięcy temu zaczęły pojawiać się informacje na temat zmiany procedur i wymogów związanych z otrzymaniem wizy F-6, czyli wizy małżeńskiej, małoletnie fanki kpopu i koreanofilki wstrzymały oddech. No bo jak to, nie będzie można tak po prostu wjechać do Korei, zostać żoną oppy znanego z telewizji i zamieszkać tam na zawsze? ^_~ Że trzeba będzie znać do tego koreański i zdać jakiś egzamin??

Nowe przepisy miały przede wszystkim uderzyć w związki z kategorii "kupiłem żonę w Kambodży, czy innym Wietnamie, wziąłem ślub korespondencyjnie, nie mam zielonego pojęcia, co ona do mnie mówi, a w ogóle to nie stać mnie na jej utrzymanie". I mimo, że Tambylec i ja w ten schemat oczywiście się nie wpisujemy, przyznam że sama czekałam na oficjalne informacje z lekkim niepokojem, zastanawiając się czy od widzimisię urzędnika nie będzie zależało moje być albo nie być w Korei. Nie zrozumcie mnie źle, ja chcę i będę uczęszczać na kurs językowy, bo zdaję sobie sprawę, że mój koreański leży, a póki co próbuję uczyć się sama (w moim mieście nie ma żadnych zajęć). Ale do czasu ukończenia stosownego kursu, pomysł weekendowych wypadów do Japonii co 3 miesiące (tyle obywatele m.in. Polski mogą przebywać na terytorium Korei na wizie turystycznej, wbijanej do paszportu już po wylądowaniu) średnio mi pasował, przez wzgląd na swoja uciążliwość i oczywiste nakłady finansowe.

Pierwszego kwietnia tego roku weszły w życie nowe procedury i cóż się okazało? Że nie są wcale takie straszne. Kryterium dochodów jest jak najbardziej do spełnienia przez przeciętnie zarabiającego Koreańczyka. TOPIK (Test of Proficiency in Korean) na poziomie pierwszym lub wyżej dobrze zdać, zawsze się przyda. Można ukończyć kurs koreańskiego w wymiarze 120-150 godzin, organizowany przez ośrodek zaaprobowany przez koreańskie Ministerstwo Sprawiedliwości, w przypadku Polski jest to Centrum Kultury Koreańskiej w Warszawie (wybacz CKK, ale mam do was prawie 300 km i raczej wyrobione zdanie na wasz temat). Ale nie trzeba! Jeśli małżonkowie są w stanie komunikować się w innym języku na dobrym poziomie, udokumentują roczny pobyt strony koreańskiej w kraju drugiej strony, roczny pobyt strony nie koreańskiej w Korei, strona nie koreańska ma dyplom ukończenia koreanistyki i w kilku innych przypadkach, wizę F-6 jak najbardziej można otrzymać.

A tymczasem na stronie Ambasady Republiki Korei w Polsce nie znajdzie się ani słowa wzmianki o tych wyjątkach. Straszy tylko wielki napis, że ubiegając się o wizę F-6 powinno się kurs koreańskiego ukończyć, w CKK oczywiście. I tak się cicho zastanawiam, dlaczego? Czyżby CKK brakowało chętnych na zajęcia?

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Papierki, papiery i inne papierzyska

Jeśli komuś wydaje się, że ślub (w naszym przypadku cywilny) to kilka podpisów, minimum formalności, a na koniec odbębnione 15 minut w urzędzie, z całą pewnością nie brał nigdy ślubu z obcokrajowcem.

Najpierw trzeba zarezerwować termin, później załatwić pierdyliard innych rzeczy. Urząd Stanu Cywilnego wymaga m.in. zaświadczenia z ambasady, o możliwości zawarcia związku małżeńskiego przez Tambylca (po krótce, sprawdzają czy Tambylec nie ma już jakiejś żony w Korei i czy może wziąć ślub ze mną). Ambasada, aby je wystawić, żąda zaświadczenia z USC o tym, że jestem panną (rozwódką czy inną wdową) i mogę wyjść za mąż. Lista wymaganych papierków jest długa i lubi się zmieniać (co innego powiedziano mi w ambasadzie kilka miesięcy temu, co innego kilka dni temu, kiedy Tambylec ma już kupiony bilet na samolot, bo "zmieniły się procedury"). Do samej ambasady mam prawie 300 km. Ponieważ Tambylec nie mówi po polsku, na ślubie, ale również przy podpisywaniu dokumentów, wymagany jest oczywiście tłumacz przysięgły. Pół biedy, że może być to tłumacz angielskiego, a nie koreańskiego. Od tego wszystkiego głowa człowieka może rozboleć... Z niecierpliwością czekam, aż te wszystkie formalności będą za nami i będziemy odliczać dni do ślubu ^_~

Kiedy więc następnym razem przeczytacie gdzieś, że ślub z obcokrajowcem to łatwizna, że nie trzeba się do niego specjalnie przygotowywać, a wszystkie formalności można załatwić w kilka dni, to możecie mieć pewność, że pisząca to osoba nie ma zielonego pojęcia o tym, co robi.

czwartek, 17 kwietnia 2014